Mam taki zwyczaj, że swoim pacjentom bardzo łopatologicznie tłumaczę w jaki sposób mają myć zęby. Naprawdę łopatologicznie. Do bólu. Asysta czasem patrzy jakby chciała zapytać czy nie uderzyłam się oby za mocno w głowę.
Pokazuję. Macham ręką. Odliczam na palcach. Patrzę im w oczy, upewniając się że na pewno zrozumieli.
Kiedy zaczynam mówić, większość pacjentów zaczyna się krzywo uśmiechać. Tak trochę. No bo, bez jaj, jaką filozofię można zrobić z mycia zębów sobie czy dziecku. Przecież to nie jest budowa silnika odrzutowca, nie?
Dlaczego uważam, że w tym kraju jest jeszcze dużo do zrobienia?
Pozwólcie, że opowiem Wam pewną historię. Historia jest jak zakupy na AliExpress, trochę straszna, trochę śmieszna. Niestety, zdarzyła się naprawdę. Trzymam kciuki za to, że skończyła się dobrze.
Moja przyjaciółka, A., pracuje w aptece w malutkiej miejscowości. Koniec mapy, wrony zawracają, w zimie naprawdę nie ma tam czego szukać. Któregoś razu do apteki przychodzi kobieta z malutkim dzieckiem. Dziecko wymęczone i zapłakane. Kobieta podjeżdża wózkiem do lady.
– Ma pani coś na takie duże odparzenia? – zagaduje.
– Zależy jakie. Mogłaby pani powiedzieć coś dokładniej? Żebym mogła pani pomóc? – moja przyjaciółka jest profesjonalistką.
– Takie od pieluchy. O takie- kobieta odchyla pampersa, pod którym jest dosłownie rana. Rana.
Twarz A. zastyga w maskę uprzejmego niedowierzania. Nie ma potrzeby się długo zastanawiać.
– Przepraszam, muszę zapytać. Co ile zmienia pani pieluchę?
– Co osiem kilo- pada szybka odpowiedź.
– Że-co-proszę? – recytuje przyjaciółka.
A. ma taką swoją specyficzną minę, kiedy ktoś pieprzy jak potłuczony.
Jej oczy to wtedy pełne koła a brwi rysują się w idealne łuki niemej zgrozy.
– No co osiem kilo. Na opakowaniu jest napisane: „Do ośmiu kilo”. Jak waży osiem kilo – kobieta odpowiada, powoli rozdrażniona.
– I jak to pani waży? – A. próbuje rozpaczliwie uchwycić się resztek jakiejś logiki. Na próżno.
– Z dzieckiem. Z dzieckiem ważę. Na wadze kuchennej.
– Proszę. Natychmiast. Iść. Na. Izbę. Przyjęć. Do. Chirurga. Natychmiast – wyrzuca z siebie A., pochylając się do przodu.
– Wiesz, tego dziecka mi najbardziej szkoda. Wyobrażasz sobie co jest w tej pieluszce, ważącej osiem kilo?- mówi mi potem, a przez jej twarz przemyka cień prawdziwego smutku.
Tak, że prościej się nie da
Oczywiście ogromna większość ludzi wie jak korzystać z pieluchy. Ale jest jakiś procent, który ma z tym problem. Najbardziej poszkodowane będzie niestety dziecko.
Dlatego uważam, że pewne rzeczy należy mówić tak prosto, jak tylko się da.
Do bólu prosto, żeby nie zostawić miejsca na niedopowiedzenia.
Jeśli miałoby to zależeć ode mnie, tłumaczyłabym ludziom jak korzystać z maselniczki.
I teraz błagam.
Nie skupiajmy się na ocenie kondycji intelektualnej tej matki z apteki. Podejrzewam, że zajął się tym szczegółowo lekarz, którego zastała na izbie przyjęć.
Skupmy się na rozwiązaniu problemu. Nie, serio, sarkanie nam nie pomoże.
Problem: Pacjent teoretycznie wie jak korzystać z czegoś, w praktyce okazuje się, że nie wie i robi to źle. Nie wie jak zmieniać pieluchę (przypadek skrajny, ale prawdziwy). Nie wie jak poprawnie umyć zęby lub nie zdaje sobie sprawy, że to istotne, więc są brudne.
Rozwiązanie: wytłumaczyć mu najprościej jak się da, dla dobra samego pacjenta a przede wszystkim jego DZIECI.
I zapewne zakrzykniecie, że jakby chciał, to by się nauczył, nawet na Youtubie jest z milion dwieście filmików. No i dobra, ale fakt jest taki, że pacjent nie umie zębów umyć. Więc skupmy się na podaniu mu rozwiązania problemu na tacy. Dla nas to tylko 2 minuty, dla pacjenta to często odkrycie stulecia. I to nie żart, bo większość pacjentów, którym poświęcę dłuższą chwilę, jedzie zaraz po nową szczoteczkę, pastę, albo na następnej wizycie ma dobrze umyte zęby. Więc jak na 5 minut wysiłku – warto.
Co więc mówię pacjentom? Zapnijcie pasy, bo będzie na ostro. Prościej się już zwyczajniej nie da.
1) Żeby dobrze umyć zęby, potrzebne są nawet 3-4 minuty. Polecam sobie coś poczytać albo obejrzeć 2 teledyski, to mniej więcej tyle czasu.
2) Nie ma potrzeby latać szczoteczką elektryczną po całej buzi. Tak jak pociąg jedzie po torach, tak szczoteczka ma powoli jechać po wszystkich zębach. Kilka sekund na jednego zęba i jedziemy dalej.
3) Tak jak chcesz umyć ręcznie brudny talerz, tak i zęba musisz umyć z każdej strony. Nie pomijamy żadnej powierzchni.
4) Wymiatamy szczoteczką ręczną. Nie szorujemy poziomo.
5) Nie ma konieczności płukania buzi wodą po umyciu zębów.
6) Nie nitkujemy techniką „przód-tył”, jak byśmy piłowali drewno.
7) Zęby myjemy 2 razy dziennie. Serio serio.
8) Pasta ma być bez cukru, żadna tam domowa pasta z miodem.
9) Zęby po umyciu mają być gładkie i błyszczące, nie może zostać na nich białawy osad, przypominający mąkę z wodą albo gęstą śmietanę, zalegający szczególnie przy dziąsłach.
10) Szczoteczkę wymieniamy co 3 miesiące.
11) Dziecko nie da rady wymyć dokładnie sobie zębów samo, trzeba po nim poprawiać lub sprawdzać (u tych starszych). Amen.
Myślicie, że to jakiś słaby żart?
Nope.
Każdego pacjenta przyłapiecie na minimum jednej z tych rzeczy, którą robi źle. Przy czym cztery to taka średnia.
Co mówicie?
Że profesjonalista nie powinien wypowiadać się tak infantylnie i niefachowo?
Dobry profesjonalista ma mówić tak, żeby jasno przekazać to, co ma do powiedzenia. Sami wyczujecie czy pacjent woli, kiedy mówicie „jama ustna” czy „buzia”.
Że co ?
Jasne, że są tabletki wybarwiające płytkę nazębną, ale mam sporo pacjentów, u których tabletki te budzą obiekcje ze względu na swój skład chemiczny.
Najważniejsze co macie zrobić to wytłumaczyć pacjentowi, że higiena jamy ustnej jest potrzebna jemu i jego rodzinie, że jest niezbędna do utrzymania jego dobrego stanu zdrowia i jak ją prawidłowo przeprowadzić. Pokażcie, że macie dobre intencje. Że Wam na pacjencie zależy.
Relacja w której Wy stoicie nad pacjentem ze szpicrutą w dłoni nie zda egzaminu.
Żaden grzech tak upraszczać
Nie zrozumcie mnie źle. Nie uważam, że każdy pacjent wymaga traktowania, jakby był ograniczony.
Uważam, że każdy pacjent wymaga specjalnego traktowania, bo jest specjalny dla mnie. To jest mój pacjent i chcę, żeby umiał dobrze korzystać z tak oczywistej rzeczy, jak szczoteczka do zębów. Żeby umiał zadbać o siebie i swoją rodzinę.
Myślę, że to żaden grzech, że mi na Nim zależy.
Terry Pratchett kiedyś napisał:
Najlepiej uśmiechać się i czekać. Tak już jest z rzemieślnikami, uwielbiali tłumaczyć. Człowiek musiał czekać, aż osiągną jego poziom zrozumienia, nawet jeśli w tym celu musieliby się położyć.
Czasem trzeba się więc położyć. Co nie znaczy, że przestajemy być fachowcami.