Holandia oprócz sztormu rozkręcającego się do 140 km/h przywitała mnie też niezliczoną ilością protokołów stomatologicznych.
Ilu mamy tutaj fanów Dexadentu, jako rozwiązanie między wizytami w leczeniu endodontycznym lub ratunek przy głębokich ubytkach? Ręka w górę. Poznany na studiach środek był jak Święty Graal. Pacjent wychodzi zadowolony, a my czujemy się w końcu jak prawdziwi lekarze.
Tutaj możecie o nim zapomnieć. Holendrzy są znani ze swojego naturalnego podejścia do życia (do tego stopnia, ze kobiety głównie rodzą w domu, bez znieczulenia, przy pomocy douli – tak było, nie zmyślam) i wystrzegania się antybiotyków jak ognia. Dlaczego?
Ano z powodu udowodnionych, dobrze znanych nam konsekwencji i opinii ADA.
American Dental Association
Antibiotics are one of the few kinds of drugs that affect not only a single patient but entire populations of individuals through their collective effects on microbial ecology.
Our responsibility lies not only with our own patients but with a world of such patient.
Wszyscy wiemy, ze nadmierne przepisywanie antybiotyków i ich przyjmowanie (zwłaszcza kiedy wcale nie ma takiej potrzeby i w nieprawidłowy sposób) doprowadza do oporności bakterii i gotujemy sobie jeszcze większego, globalnego klopsa.
Holendrzy są przejęci tym do tego stopnia, że można zapomnieć o korzystaniu z antybiotyków w jakiejkolwiek formie w innych sytuacjach, niż te dopuszczone w restrykcyjnym protokole.
Co więc między wizytami?
Stary, dobry wodorotlenek wapnia albo nic. A najlepiej to opracuj, wypełnij te kanały na jednej wizycie i nie wymyślaj.
Co sądzicie o takim podejściu do sprawy? Podzielacie ich zdanie czy może uważacie to za nadmierną ostrożność?