Afery, afery! Czym byłaby bez nich nasza rzeczywistość?
Ostatnio Polskę obiegła wieść o pewnej rozmowie między profesorami kilku uczelni medycznych, gdańskiej i bydgoskiej. Ot, prosta, trywialna pomyłka, która zdarzyć mogła się każdemu – niewyłączony mikrofon po wykładzie. Co jednak było treścią owej niefortunnej konwersacji?
Cóż – poszło o sprawę egzaminów, z naciskiem na formę online, ich zdawalności, ale również powiązanych z nimi tzw. warunków – mówiąc w skrócie, płatnego powtarzania niezaliczonych przedmiotów. Na większości uczelni uzależnione jest ono od punktów ECTS. Jest to “waluta”, która określa dany przedmiot – im jej więcej, tym więcej godzin trzeba poświęcić na uczęszczanie na zajęcia oraz naukę w domu.
Anatomia, bo to z nią związana jest sprawa, jest przedmiotem potężnym, jednym z dłuższych cyklów zajęciowych w nauczaniu zarówno lekarzy, jak i lekarzy dentystów. A im więcej ECTS, tym więcej pieniędzy trzeba zapłacić uczelni za warunek. Na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, jednej z dwóch (obok bydgoskiej) uczelni będącej przedmiotem całej afery, jest to około ośmiu tysięcy złotych. Kwota dość niebagatelna, szczególnie dla studenta.
W rozmowie profesorów pojawiły się określenia takie jak “fundusz Morysia” (od nazwiska szefa gdańskiej katedry anatomii), co tożsame jest z corocznym zastrzykiem gotówki z warunków dla uczelni. Mowa była też o sposobach na obniżenie zdawalności egzaminów, bo ta – zdaniem rozmawiających – jest zbyt wysoka od czasu wprowadzenia egzaminów online. Takich jak duże obniżenie limitu czasu na odpowiedź.
Cała rozmowa została nagrana przez studentów i wypuszczona w sieć. Oczywiście zapoczątkowało to burzę, nietrudno znaleźć w internecie żywiołowe dyskusje na ten temat. Część internautów zwraca uwagę na to, że wedle ich opinii profesorzy nie wykazują się przesadnym szacunkiem do studenta. Inni dość burzliwie krytykują warunki zaliczeń i egzaminów na uczelniach medycznych. Mała część komentatorów wskazuje również, że rzeczywiście egzaminy online postawiły uniwersytety w obliczu nowych wyzwań związanych z… kreatywnością studentów. Ba, w wyszukiwarce łatwo znaleźć wywiad z samym profesorem Morysiem na ten temat. Głosów i opinii z każdej strony nie brakuje.
Wielu studentów takie sytuacje nie dziwią – niejeden słyszał legendy o tego typu aferach lub różnorakich praktykach ze strony katedr. Ale czy aby na pewno są to tylko legendy? Czy w mrocznych zakątkach świata czają się rzeczy zdolne obrócić w niwecz wszystko, w co wierzymy? I dokąd nocą tupta jeż? Tyle pytań bez odpowiedzi…
Co sądzicie na temat całej afery? Czy w trakcie edukacji spotkaliście się z czymś, co uznaliście za niesprawiedliwe traktowanie ze strony nauczycieli? A może macie zupełnie inne odczucia?