Beata popija wodą kolejną tabletkę paracetamolu i rozciera skronie. Ma wrażenie, że głowa zaraz jej eksploduje. Jest 9:15. Za drzwiami czeka kolejka pacjentów – z gorączką, zapaleniem ucha, dusznościami i bólem w klatce piersiowej. Ktoś musi ich przyjąć, a nie ma zastępstwa. Beata jest lekarzem rodzinnym. W czasie pierwszej wizyty stara się słuchać pacjentki, jednocześnie lekko odwracając głowę, żeby nie było widać jej załzawionych oczu. Ból głowy uparcie nie przechodzi.
Ania na co dzień pracuje na oddziale chorób wewnętrznych. Szpital jest jej drugim domem, choć spędza w nim więcej czasu niż w swoim własnym salonie. Kiedy któregoś dnia nie dociera na dyżur, zaniepokojeni koledzy z pracy znajdują ją nieprzytomną na podłodze jej mieszkania. Udar zdarza się również lekarzom.
Agata za trzy lata osiągnie wiek emerytalny. Mieszka w małej miejscowości. Jest pediatrą na etacie szpitalnym. Dyżuruje kilka razy w tygodniu, czasami biorąc przymusowe zastępstwa np. dlatego, że inny lekarz w ostatniej chwili nie dojechał. Szpital boryka się z problemami kadrowymi. Nauczyła się, żeby nie robić sztywnych planów w swoim czasie wolnym.
– Mogę nie przyjść do pracy – mówi – Ale wtedy oddział będzie nie obstawiony. Co z pacjentami?
Paweł jest po operacji nadgarstka. Dosyć nieszczęśliwy zbieg okoliczności, biorąc pod uwagę, że jest dentystą. Jest godzina 20:58. Ręka boli go od kilku bitych godzin. Lekarz wybiera numer do rehabilitanta, kiedy w poczekalni pojawia się matka z zapłakanym dzieckiem. Szybka kalkulacja i już wie, że albo zdąży do fizjoterapeuty albo przyjmie dziecko z bólem. Odkłada telefon. Nawet się nad tym nie zastanawia.
Rozmawiam z pacjentką, szukającej kontynuacji skomplikowanego leczenia stomatologicznego, które zostało rozpoczęte przez innego lekarza. Ostatnio nie da się z nim skontaktować.
– Być może zachorował – podsuwam.
– A co ze mną dalej? – dopytuje pacjentka – Ja potrzebuję, żeby skończył to, co zaczął.
– Wie pani, lekarze też chorują. Czasami umierają – odpowiadam neutralnym tonem.
– Naprawdę? – pacjentka jest szczerze zdumiona.
Odwracam spojrzenie z powodu braku właściwej riposty.
Za każdym razem, kiedy nie dotrę do pracy, targają mną ogromne wyrzuty sumienia. Wyobrażam sobie to rozczarowanie pacjenta lub jego rodziców, kiedy w słuchawce słyszą, że: „doktor jest chora”. Do dupy. Powinnam być zdrowa. A to ciało jednak jakoś nie chce słuchać.
Lekarze nie są niezniszczalni. Choć z punktu widzenia pacjenta powinni tacy być. Powinni być tą niezłomną instytucją, do której zawsze można się odwołać w razie potrzeby. A jednak, choć to wielu rozczaruje, są tylko ludźmi. Chorują i umierają.
Będziemy wdzięczni, jeśli zwyczajnie będziecie o tym pamiętać… Będzie to dla nas dużo znaczyć.