Czy pamiętasz swojego pierwszego stomatologa?

Czy pamiętacie swojego pierwszego stomatologa?

W ostatnim czasie przez mój fotel przewinęły się rzesze Amelek i Stasiów czyt. kilkulatków przyprowadzonych przez rodziców w ramach urozmaicenia lockdownowego marazmu (jak stwierdziła jedna z matek “jesteście jednym z niewielu miejsc, poza kościołami, które nie są zamknięte”). Gdzieś między wyganianiem robaków, pojeniem słonika, a komplementowaniem trudnej sztuki zestawienia piętnastu odcieni różu w jednym outficie, naszła mnie niespodziewana refleksja. Czy i jak zostanę zapamiętany przez tych najmłodszych pacjentów?

Sam doskonale pamiętam swoje pierwsze wizyty. Szkolny gabinet w wiejskiej podstawówce. Duże, malowane farbą olejną drzwi, zza których tuż po naciśnięciu klamki wypływała woń eugenolu i formokrezolu. Starsza, nieco przygarbiona (teraz już domyślam się dlaczego) stomatolożka z włosami, których biel niemal idealnie zlewała się z kolorem fartucha. Oschła, oszczędna w okazywaniu emocji jak profesor McGonagall, budziła we mnie mieszankę strachu i zainteresowania. Przeciwwagą dla niej była pani Basia – asystentka, nieco przy kości, zawsze promiennie uśmiechnięta, zarabiająca tlenek cynku niczym magiczne antidotum ze sproszkowanego rogu jednorożca. Jak nikt inny potrafiła rozładować nerwową atmosferę otaczającą unit. I to na długo przed erą szkoleń z umiejętności miękkich. To dzięki jej wsparciu do perfekcji opanowałem umiejętność udawania, że spływające po moich policzkach łzy to tylko złudzenie. Nie mogłem przecież narobić wstydu mojej mamie – lokalnie znanej i szanowanej pielęgniarce (któż z dzieci pracowników ochrony zdrowia nie zna tego uczucia). Zaciśnięte piąstki, wrażenie mrowienia połowy twarzy poprzedzone ukłuciem, gwiżdżący dźwięk przy uchu, nieprzyjemny, lekko gorzki posmak. Gotowe. “Godzinka bez jedzenia żeby Piotruś nie przygryzł sobie wargi”. Moment kulminacyjny przychodził tuż po wypluciu resztek ligniny, które zawsze przywierały do języka. Pani doktor na chwilę wychodziła zza swej wypracowanej przez lata maski. Można by zaryzykować stwierdzenie, że na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Ta nagła i oczywiście tylko chwilowa zmiana mimiki, wraz ze skrzypiącym dźwiękiem podnośnika unitu, zwiastowała nadejście nagrody. Prosimy zapiąć pasy, zaczynamy lot w kosmos!

Piotr Brzezik