Dzień jak co dzień w „służbie” uśmiechu Polaków, stomatologia bez bólu pochłonęła nas bez reszty… Szlif pod koronę, jakiś ubytek drugiej klasy, endo trzonowca i chwila przerwy.
I wtedy właśnie do poczekalni weszła ona, cała na biało. Na sobie miała kombinezon, gogle, czepek i maseczkę. Wyglądała jak z filmów grozy i taką atmosferę także wprowadziła.
Znacie taki typ pacjentów, po których wyjściu z gabinetu cały zespół wydaje z siebie błogie westchnienie ulgi. Takich którzy samym swoim przyjściem obniżają morale załogi.
Myślę, że inspektor RODO wybaczy mi jeśli tym razem zdradzę jej personalia.
pani KWARANT Anna
Wygoniła nam pacjentów z poczekalni, a stomatologię bez bólu zamieniła na ból bez stomatologii.
Nasz cały stomatologiczny (i nie tylko!) stabilny świat uległ destabilizacji. Na rynku zaczęło brakować produktów ochrony osobistej a jeśli są dostępne to podrożały przynajmniej kilkukrotnie. Niektórzy dentyści wycofali się z pracy z powodu braku możliwości zdobycia tych środków, co w rozbuchanym kapitalistycznym świecie wydaje się wręcz nie do pojęcia. Niektórzy odeszli od fotela z powodu roztropnych pacjentów odwołujących wizyty. Na szczęście jednak większość z nas zrobiła to z poczucia odpowiedzialności społecznej.
Koronawirus – dlaczego sprawia problem dentystom?
SARS-CoV-2 to patogen niezwykle zaraźliwy, który przy pracy ze sprayem wodnym może utrzymywać się w powietrzu do kilku godzin. Osoby bezobjawowe mogą być już nosicielami i infekować kolejne. Wywiad pod kątem kontaktów z osobami zakażonymi, objawowymi lub takimi, które wróciły właśnie z zagranicy (co już nie ma tak naprawdę większego znaczenia) jest obarczony dużym ryzykiem błędu a nawet zafałszowania w celu uzyskania pomocy stomatologicznej w bólu za wszelką cenę.
Żaden z dentystów bez wzmożonych środków ochrony osobistej i ustandaryzowanych, skutecznych procedur dekontaminacji nie weźmie na siebie odpowiedzialności za pacjenta, swoją rodzinę oraz społeczeństwo. Nie mamy wypracowanych nowych procedur, a dopóki ich nie mamy można będzie nam zarzucić niedbalstwo, w przypadku zachorowania pacjenta. To też kolejna furtka do oskarżenia nas o zakażenie kogoś wirusem mimo że mogło to nastąpić w środku komunikacji miejskiej lub w piekarni obok. Chyba nikomu to niepotrzebne. A pisząc ten tekst wiem już o kilku pozwach lekarzy z warszawskich szpitali, którzy pracowali nie wiedząc, że są zakażeni i zakażali innych. Można? To było w sumie do przewidzenia.
Pandemia z jaką mamy do czynienia jest czymś zupełnie nowym dla naszego pokolenia. Zabrała nam pracę, zabrała nam wolność i zabrała nam pieniądze rujnując stopniowo naszą gospodarkę. Dała nam za to poczucie rezygnacji, frustrację, w niektórych przypadkach depresję oraz kilka dodatkowych kilogramów tłuszczu zmagazynowanych na ciężkie czasy… które de facto właśnie nadeszły.
Zabrała społeczeństwu coś jeszcze
Mianowicie prawo do opieki zdrowotnej wielu pacjentom. Co mają zrobić Ci pacjenci, którzy naprawdę potrzebują pilnej pomocy stomatologicznej? Odbijają się od klamki do klamki i cierpią, a my nie bardzo wiemy, jak im pomóc, nie szkodząc przy tym sobie czy innym.
Gdybyśmy zostali wyposażeni w odpowiednio skuteczne schematy postępowania, środki ochrony osobistej – przynajmniej część gabinetów mogłaby się przystosować do bezpiecznej dla wszystkich pracy. Na szczęście w momencie pisania tego tekstu pojawiają się już pierwsze wytyczne i niektóre gabinety z powrotem otwierają się na pacjentów „bólowych”. Wymaga to jednak czasu, zazwyczaj ogromnych inwestycji oraz głowy na karku, bo stomatologia jaką znaliśmy do tej pory właśnie się skończyła.
Kombinezonów czy maseczek jest jak na lekarstwo. A jeśli już są, to kosztują krocie. Wydatki poniesione na uzbrojenie pracowników „po zęby” zostaną przerzucone na pacjentów i drugi raz też zaboli. Ale spokojnie, nie na fotelu. Dopiero przy kasie.
Ustawa zasadnicza naszego kraju zapewnia obywatelom możliwość realizowania prawa do ochrony zdrowia również w zakresie stomatologii, lecz dzieje się to tylko na papierze. Wystarczyłoby na wzór Słowenii otworzyć w większych miastach specjalnie przystosowane pogotowia stomatologiczne zapewniające fachową i bezpieczną opiekę stomatologiczną przez całą dobę. A raczej nie otwierać tylko przekształcać najlepiej nadające się do tego gabinety stomatologiczne. Proszę mi wierzyć, chętnych do pracy w tak przygotowanych miejscach z pewnością by nie zabrakło. Większość wykolejonych z zawodu dentystów już tylko przebiera nóżkami na myśl o pójściu do pracy. Bezpiecznej pracy dla siebie i dla pacjentów.
Czuję się trochę jak dezerter. Mam poczucie winy.
Ale też poczucie odpowiedzialności. Myśli kotłują się teraz w mojej głowie. Odpowiedzialność społeczna połączona z brakiem odpowiednich środków ochronnych z domieszką obaw o zdrowie rodziny mówi, że dobrze, że nie pracuję. Utrata wszystkich przychodów, empatia i niedokończone leczenia a także wizja moich pacjentów w potrzebie ciągną mnie z powrotem. Sytuacja pchnęła mnie do podjęcia innych zajęć zarobkowych w czasie epidemii. Nie ma na co czekać, zaraz bezrobocie może być już dwucyfrowe, inflacja rekordowa a pacjentów może być po prostu nie stać na wizyty u dentystów stylizowanych na kosmonautów. Skoro jednak dekretem władz zamknięto lokale gastronomiczne, fryzjerskie, kosmetyczne a nawet fizjoterapeutyczne… Warto chyba wstrzymać planowe przyjęcia pacjentów. Prawda jest taka, że dentyści są jednak bardziej narażeni na zakażenie.
Kiedy już wszystko powoli wróci do normy, mam wrażenie, że będzie to inna norma. Może nawet będzie to jakaś certyfikowana norma ISO, którą gabinety będą musiały spełnić, żeby przyjmować.
Póki co czekamy na westchnienie ulgi, gdy pani Anna K. zamknie za sobą drzwi gabinetu, knując jednak jak by tu ją kulturalnie stamtąd wyprosić.
PS. Tak, wiem że kwarantanna nie równa się izolacji społecznej jakiej zostaliśmy poddani. Podane uproszczenie zastosowałem celowo w celu łatwiejszej personifikacji tego zjawiska.