Absolwenci uczelni medycznych kierunku lekarsko-dentystycznego kończą właśnie swoją przygodę z uczelnią. Pierwszy raz w historii większość egzaminów końcowych odbywała się on-line co dla niektórych skostniałych nieco struktur uczelni było nie lada wyzwaniem.
Drodzy absolwenci! Przed wami bardzo ciekawy czas! Czas przed wrześniowym egzaminem LDEK i rozpoczęciem stażu w październiku. Wypadałoby się pouczyć, no ale jednak mamy jedne z dłuższych wakacji w życiu. Co tu robić.
Przypomina mi się moja własna historia. Jako że oprócz nauki teorii chciałem liznąć nieco praktyki przed stażem, postanowiłem zakręcić się w którymś z gabinetów w charakterze asysty i przyjrzeć się swojej przyszłej robocie z bliska.
Jakie było moje rozczarowanie, kiedy moje CV było odrzucane przez wszystkie gabinety. Nie żebym był jakimś gamoniem, w końcu dostałem jakieś tam wyróżnienie w ramce na koniec. No i co z tego, skoro po studiach niewiele jeszcze wie się o życiu. Przez te trzy miesiące pracy, kiedy zacząłbym „kumać czaczę”, co gdzie leży, co komu podać i jak naprawdę funkcjonuje gabinet zaraz zabierałbym nogi za pas i już rozpoczynałbym staż w innym miejscu. Poczułem się wtedy bezużyteczny jak lotnisko w Radomiu…
No ale… Do wakacji zawsze warto dorobić, ludzi poznać…
Ogłoszenia drobne. Poszukiwany malarz do elewacji. Dzwonię. 7PLN netto. Na lewo. No nic, chyba korona mi z głowy nie spadnie…
Dentysta na budowie, dzień pierwszy, piątunio, 5:50 rano
Stoję w umówionym miejscu. Podjeżdża furgonetka w kolorze bliżej nieokreślonym, chyba z rok nie myta więc pewności nie mam. Drzwi przesuwne „paki” otwierają się. Na palecie glazury siedzi siedmiu gości w gęstej mgle ruskich szlugów bez banderoli. „Wsiadaj”. Paleta umocowana była do podłoża chyba tylko ciężarem dupsk siedzących na niej spoconych typów. Jeszcze przed robotą, a już spoconych. Sam się spociłem na ten widok. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko zapachu siedmiu par znoszonych skarpet. Takie atrakcje jednak pojawiały się pod koniec dnia przy okazji powrotów na tej samej pace. „Dzień dobry”. Nieśmiało przycupnąłem na palecie. Rozmowy ucichły. Badawcze spojrzenia taksowały mnie znad ogników papierosów i nikt nie odezwał się nawet słowem. Co ja tu właściwie robię?
Dentysta na budowie, dzień drugi.
Wczoraj poznałem Adrianka, sympatycznego alkoholika, Mańka – dilera ruskich szlugów, Bubę – ziomalka, który ciągle namawia mnie do zgolenia się „na pałę” i proponuje zrobienie tatuażu metodą chałupniczą – (dziś niby przypadkiem upieprzył mi farbą włosy), „Ryżego” – z porcelanową klawiaturą od kła do kła czyli szefa i jego babkę, Lucy, kobietę z piekła rodem, wydającą dyspozycje i poganiającą do pracy. Był też Mareczek megaloman, który nawet do roboczych ogrodniczek musiał mieć brylantynę we włosach i elegancką koszulę, by szarmancko podwijać rękawy a także Muminek. Alkoholik, mało sympatyczny. Ciężki przypadek, można powiedzieć, że beznadziejny. Pół litra dziennie było mu mało.
O 6:00 rano okazało się, że tylko ja spełniam trzy warunki:
- mam prawo jazdy
- jestem trzeźwy
- nie boję się prowadzić dostawczaka (Lucy się bała)
I tak oto chwilowo zostałem kierowcą tej bandy wesołków, zawożąc ich do roboty i z powrotem.
Robota jak robota, odnawiamy elewację domu spokojnej starości hen hen poza miastem.
Dziadkowie są różni. Jeden gestapowiec cały czas łazi i się przygląda donosząc na nas bezczelnie szefowi jeśli akurat zastanie nas na krótkiej przerwie na papierosa.
Drugi o którym warto wspomnieć codziennie wychodzi na przystanek autobusowy, jakby czekał na kogoś. Nikt nie wsiada, nikt nie wysiada. Autobus nigdy nie przyjeżdża.
Dziadek posiedzi i człapie z powrotem.
Na koniec dnia zaskoczenie – wypłata. Okazało się, że co sobota do odebrania jest pensja za pracę z całego tygodnia. System „weekly wage” jest spoko.
Dentysta na budowie, dzień trzeci
Najgorsze było to wstawanie o drakońskich porach, bo umówmy się, czwarta z hakiem to nie jest idelana pora na pobudkę. No ale nic, jadę autobusem na drugi koniec miasta by o szóstej wyruszyć w poszukiwaniu lepszego życia, hehe…
Przyglądam się uzębieniu współtowarzyszy niedoli we wstecznym lusterku. Przez pół roku bym tego nie ogarnął w gabinecie! Już niedługo…
W drodze powrotnej Adrianek zmęczony życiem pochrapuje na styropianie.
Dentysta na budowie, dzień piąty
Robota jest jaka jest. Chłopaki, odrzutki społeczeństwa, alkoholicy i drobni kryminaliści znaleźli schronienie pod skrzydłami drobnego cwaniaczka, który na ich nieszczęściu robi „biznesy”.
Teraz to mam kurła znajomości, gdyby zniknął mój rower – wiem do kogo dzwonić żeby go odzyskać.
Dziadek za oknem przypatruje nam się mętnym wzrokiem, gdy stoimy na rusztowaniu malując elewację na kolor musztardy Dijon, którą ktoś raz już chyba przetrawił.
– Te, dziadek, co tak siedzisz? – dopytuje Buba.
Był młodszy ode mnie i chuderlawy ale z gęby widać, że niczego się nie boi. Z wyjątkiem dentysty (co za ulga!), bo jego siekacze zaraz się chyba połamią pod naporem streptokoków.
– Bo te k#*wy mi wózek inwalidzki zabrały! – dziadek wyraził swoją niepochlebną opinię na temat personelu.
– Bo? – drąży Buba
– Bo żem nim wczoraj po wódkę do sklepu pojechał…
I wszystko jasne.
Dentysta na budowie, dzień ósmy, ostatni.
Kiedy podczas spaceru po trzecim piętrze z 10-litrowym wiadrem musztardowej farby odpięła mi się od rusztowania „behapówka” (element rusztowania, który można porównać do poręczy) coś we mnie pękło. Szanujmy się. Byłem bardzo blisko upadku. Blisko przekreślenia swojej zawodowej kariery, bo miałem ochotę trochę dorobić do wakacji. Blisko utraty prawa jazdy – gdyby zatrzymali mnie z tymi wszystkimi ludźmi jadącymi na pace. A to wszystko na czarno bez ubezpieczenia. Za pieprzone 7 ziko.
Ostatni kurs, tygodnióweczka i tyle mnie widzieli.
Doszedłem do wniosku, że w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem! (I tak faktycznie jest przez te trzy miesiące po studiach!) Zająłem się więc przygotowaniami do Lekarsko Dentystycznego Egzaminu Końcowego i szeroko pojętą rekreacją.
Z perspektywy czasu jednak było warto zajrzeć w inne życie o którym często nie mamy żadnego pojęcia. Spotkałem jeszcze kiedyś Adrianka, pracuje teraz na ochronie w markecie, nie pije, ogarnął się. Trzymam za niego kciuki.
A Wy, drodzy absolwenci… Jakie macie plany wakacyjne?