Sięganie po pracowników zza granicy w momencie deficytu specjalistów w kraju nie jest niczym nowym.
Co jednak w przypadku, kiedy taki pracownik nie potrafi mówić w języku obowiązującym w danym kraju?
I tak się składa, że przypadkiem jest lekarzem?
Ostatnio toczy się dużo dyskusji na temat wprowadzenia przepisów, mających ułatwić́ zatrudnienie lekarzy i lekarzy dentystów zza wschodniej granicy. Ba, przepisy te już zostały wprowadzone.
Lekarze ci zatem nie muszą nostryfikować już dyplomu oraz podpisywać oświadczenia o znajomości języka polskiego.
Hm.
Czytamy jednak uspokajające głosy autorytetów, nie ma możliwości żeby do pracy w Polsce trafił lekarz ze sfałszowanym dyplomem.
Przerażające jest to, że komuś powyższa opcja w ogóle przychodzi do głowy.
Dyrektorzy niektórych szpitali nie widzą tez problemu w zatrudnianiu obcokrajowców nie mówiących w języku polskim, np. ortopedów (link do wywiadu w komentarzu). Tak skromnie zastanawiamy się tylko w jaki sposób taki lekarz dogada się z pacjentem, pozostałym personelem i wypełni dokumentację medyczną.
Może jednak są jakieś magiczne sposoby?
I co by było, gdyby USA i Kanada zniosły nostryfikacje dyplomu dla Polaków…?